Jak to się dzieje, że slow life staje się odpowiedzią na poszukiwania siebie w tym cywilizacyjnym zgiełku? Poprzez trzy podstawowe kroki: odnalezienie tempo giusto, stworzenie przestrzeni do autorefleksji i przedefiniowanie pojęcia czasu.
Chcesz być postrzegany jako slow (powolny)?
Niezbyt dobrze się to słowo kojarzy. Blisko mu do opieszałego, leniwego, gnuśnego, flegmatycznego. Dodatkowo technologie podkręciły tempo życia i premiowany jest pośpiech, szybkość jako synonimy sukcesu, kariery, sprytnego korzystania z możliwości. Tylko 27% Polaków* zna pojęcie slow life, a zapewne niewielu postrzega je jako drogę do poznania siebie. Bo jednym z najbardziej obiegowych i błędnych przekonań o slow life jest to związane z powolnością.
Slow life nie jest o tym, że trzeba wolno. Celem jest odnalezienie swojego tempa (tempo giusto).
To pierwsza rzecz, którą na szczęście dość szybko zrozumiałam dzięki książce Carla Honore „Pochwała powolności”. Celem slow life jest tempo giusto – odnalezienie swojego tempa, swojego tempa życia pracy, wykonywania czynności. Zwykle dostosowujesz szybkość do wymogów, np. terminu wykonania zadania, odebrania dziecka przed zamknięciem przedszkola, szybkiej reakcji na komentarz w mediach społecznościowych. Robisz kilka rzeczy na raz, bo to jest premiowane. Badania pokazują, że nawet skracasz czas snu, spożywania posiłków, wakacji. Jak to wpływa na życie? Z pewnością wpływa na spadek jakości życia i brak zadowolenia z niego.
Jak znaleźć swoje tempo giusto
Moją drogą do odnalezienia swojego tempa są spacery z psem. One przywracają mnie samej sobie – postrzegam świat nie jednym zmysłem (wzroku), nie patrzę na zegarek , nie mam wyznaczonego planu (czasami siedzę na łące a Tośka patroluje nosem okolicę). Ponieważ pies potrafi spędzić dobrych kilka chwil na obwąchiwaniu źdźbła trawy to w naturalny obserwowanie go uwrażliwia na szczegóły otaczającego świata.
Nos Tytusa był pierwszym przewodnikiem. Uczył mnie jak oderwać się od kotłowaniny myśli i listy zadań do wykonania. Spacery z nim stały się moim pomostem do siebie, do odpoczynku, do bycia z psim towarzyszem w pełni. Na pierwszym etapie była to rezygnacja z czasu (a przecież zegar tyka!) i docenianiu bieżącego zdarzenia (spacer z psem wzdłuż pola, czy to dość ważne?!). Nie było to proste, bo czego uczyły te spacery pozostawało w opozycji do tego co lansuje współczesny świat ( pośpiech, multitasking, koncentrację na sprawach zawodowych).
Pamiętasz jak filmie „Uciekająca panna” młoda bohaterka zawsze lubiła tak podawane jajka jak jej aktualny chłopak? Zmiana chłopaka związała się ze natychmiastową zmianą gustów, np. z jajek sadzonych na jajecznicę. W końcu doszła do wniosku, że ona nie wie, jakie są jej ulubione jajka.
Z poszukiwaniem swojego tempa życia jest podobnie – odkryjemy swoje, kiedy przestaniemy dostosować się do innych. A to niezmiernie trudne w sytuacji, kiedy większość z nas nie ma przestrzeni dla siebie.
Slow life – nowa przestrzeń i autorefleksja
Nie ma autorefleksji bez slow life. Nie ma slow life bez autorefleksji. W 2012 roku nie miałam o tym pojęcia.
Jest weekend, więc pakowanie i wyjazd do domu w lesie. I jest planowanie tego, co mogę w tym wolnym czasie zrobić. Krótka list zadań i książki. Jest czas, aby nadrobić zaległości. Przyjeżdżam, siadam na werandzie, patrzę na korony potężnych lip. Mają chyba z 80 lat. Siedzę i nic się nie dzieje. Torba z laptopem, książką, zeszytem do pracy pozostają nietknięte. Co czuję? Czuję się winna, bo nic nie robię (czyli marnuję czas), a z drugiej strony to mnie intryguje (patrzę na drzewa i sprawia mi to przyjemność).
Minęło siedem lat i dzisiaj już znam wartość tej nowej przestrzeni i jak ważne jest to potępiane przez cywilizację „marnowanie czasu”, które ma tak wiele wspólnego z samoświadomością. Znasz już moje zdanie? Chcesz żyć, marnuj czas!
Odnalezienie nowej przestrzeni – tej bez zobowiązań, zadań do wykonania, słowa „muszę” jest jednym z pierwszych kroków do poznawania swojego tempa życia, czyli praktykowania slow life.
Wyjazd i znalezienie nowego miejsca nieobarczonego zadaniami, ambicjami i rolami społecznymi staje się konieczne, aby pobyć ze sobą. Paradoksalnie cywilizacja w której funkcjonujesz robi wszystko, abyś jak najwięcej działał bezrefleksyjnie. Im bardziej dostosowujesz się do wymagań współczesnego świata i tzw. możliwości, które oferuje, tym mniej żyjesz własnym życiem. Dzieje się to niepostrzeżenie, bo nie masz czasu na autorefleksję, czyli pomyślenie o sobie samym.
Czy muszę wyjechać, aby doświadczyć slow life i spotkać siebie?
Kluczem nie jest podróż, ale pozostawienie przestrzeni (dom, praca) i odnalezienie przestrzeni wolnej od jakichkolwiek ról. To może być wyjazd zagranicę lub choć tydzień w wynajętym mieszkaniu czy weekend w lesie. To bycie tylko ze sobą niekoniecznie w pierwszym momencie może być pozytywnym odczuciem. Zawsze jesteś z kimś: z rodziną, partnerem, dzieckiem, znajomymi, a tu jesteś tylko ty. Praktykowanie bycia ze sobą jest związane ze slow life i jest to przestrzeń, w której z jednej strony świat zwalnia (świat poczeka na ciebie), a z drugiej to poznawanie wyraźnego obrazu siebie – osoby przed którą nie ma ucieczki.
Czasami myślę, że niektórzy świadomie żyją w kołowrotku, aby w ten sposób nie spotkać się z trudnymi i niewygodnymi pytaniami o sens własnego życia. Przestrzeń dla siebie w slow life oznacza zetknięcie się z wieloma wątpliwościami z jednej strony, a z drugiej bywają odkrycia, które stawiają przed wyzwaniem zmian. W wielu z nas nie ma wewnętrznej zgody na zmianę. I nie przeprowadzamy tych zmian, bo nie mamy łączności ze sobą – nie mamy wiary w siebie i zaufania wobec siebie. Dlaczego? Bo samych siebie nie znamy. Nie poznajemy siebie bo pędzimy.
Slow life poprzez nową przestrzeń daje szansę na autorefleksję, której ogólne wnioski są znane, ale pytaniem pozostaje jak wykorzystujesz je w przemodelowaniu swojego życia. Zwykle mówimy o poniższych stwierdzeniach „ja to wiem”, ale nic nie robimy dalej:
- Żyjemy na autopilocie.
Tempo życia jest tak zawrotne, że wykonujesz czynności jedna za drugą bez zastanowienia. Określone role życiowe to sekwencje działań do wykonania. Zwykle towarzyszy temu przekonanie, że tak trzeba.
Jasne, że to wiesz, więc co robisz , bo „tak trzeba”, a co jest odzwierciedleniem tego, co cenisz w swoim życiu?
- Uzależniamy się od innych zatracając siebie.
Żyjesz w sieci najróżniejszych zależności i siła innych jest bezdyskusyjna, ale nie oznacza to totalnej rezygnacji z siebie i dostosowania się w pełni do innych.
Jasne, że to wiesz, więc kiedy ostatni raz zrobiłeś coś dla siebie i tylko w swoim towarzystwie?
- Realizujemy określony model życia.
Popularne jest przekonanie, że bycie influencerem, budowanie biznesu online, porzucanie etatu w imię swojej drogi życiowej to jest początek sukcesu. Kupujesz ten „scenariusz sukcesu” i wdrażasz pomijając swoje naturalne zasoby lub nawet wbrew własnej naturze.
Jasne, że to wiesz, więc jakie są twoje najsilniejsze strony i jak je wykorzystujesz w życiu zawodowym?
- Nie ma przestrzeni dla siebie.
Nieustannie jesteś z kimś i w zgiełku.
Jasne, że to wiesz, więc kiedy ostatni raz rozmawiałeś ze sobą i pytałeś siebie, co ma dla ciebie sens i jak najbardziej chciałbyś spędzić najbliższy tydzień?
Slow life poprzez nową przestrzeń stwarza możliwość autorefleksji, która jest doświadczeniem niezbędnym na drodze ku poznawaniu siebie. Pozwala na świadome wykorzystanie intrakomunikacji (rozmowy ze sobą) , co przekłada się na życiowe wybory. Dzisiaj bycie ze sobą nie tyle praktykujemy, co dopada nas w sytuacjach kryzysowych. Kiedy odchodzi ktoś bliski, tracimy pracę, zaczynamy chorować. Dlatego tak ważnym jest zadbać o przestrzeń dla siebie z wyboru, a nie w desperacji.
Slow life i masz czas
Krwawnik kwitnie malutkimi kwiatkami. Na łące wygląda jak białe wyspy, a z bliska jak misterna koronka. Znów wracam do książki, aby kolejny raz przeczytać to zdanie:
„Czasu mamy dość”
Książka Kaage pt. Cisza opisała ten spokój, który wniosło praktykowanie slow life w moje życie.
Ten spokój bierze się ze świadomości tego, że choć mamy limitowane zasoby czasu to jednocześnie mamy nieograniczone możliwości jak go spożytkujemy.
Zdarza mi się pomyśleć, że na coś nie mam czasu, ale zwykle jest to odruchowe, bo przekonałam się, że mam czas. W tym sensie, że mam wybór co z „moim” czasem robię.
W praktyce przekłada się to na:
- monitorowanie, czy nie mam zbyt wielu rzeczy, które konsumują mój czas – nadmiar w jakiejkolwiek formie szkodzi. Staram się jak najuczciwiej wobec siebie określić, ile poświęcam na coś czasu, ile daje mi satysfakcji i z jakimi kosztami się wiąże. Czasami jest to trudne, bo okazuje się, że coś dostarcza mi wiele satysfakcji, ale sporo mnie kosztuje i na dłużą metę wymaga co najmniej zmian w zakresie mojego zaangażowania. Rezygnuję jak trzeba, bo w zamian odzyskuję najcenniejszy z zasobów – czas
- w biznesie skupiam się na tym, aby dowiedzieć się w jakie działania zainwestować czas. Analizuje swoje przychody i planuję dalsze działania wykorzystując zasadę Pareto. Pozwala mi przy niewielkim zaangażowaniu czasowym osiągnąć wyznaczone cele
- stawiam się w pozycji wyboru z kim i jak chce spędzać czas, a nie w obliczu rezygnacji z określonych znajomości. To fenomenalne dla mnie zjawisko, że ludzie wybierają określoną rzecz czy osobę, a potem więcej rozmyślają o tym czego nie wybrali. Robię na odwrót – celebruję wybór
- dbam o przestrzenie, kiedy nie mam zadań do wykonania w określonym czasie – czas wolny to moment kiedy czuję, że panuję nad własnym życiem. Puste godziny, a nawet dni w kalendarzu to dowód na to, że mam wolną przestrzeń dokonywania wyborów.
Tajemnicą jest kairos
Wyścig z czasem, mocowanie się z nim i odwieczna frustracja „nie mam czasu” bierze się stąd, że postrzegamy czas bardzo wyrywkowo. W slow life czas jest sposobnością do zaistnienia wydarzeń i ich przeżycia, i nawiązuje do kairos. Starożytni Grecy do opisu czasu używali dwóch pojęć chronos i kairos. Chronos to czas, który można mierzyć, przedstawić na osi, określić długość i w tym wymiarze ogromna większość z nas żyje. Jednak jest jeszcze kairos, który mówi o tym, co się zdarza – czas to środek, sposobność do tego, aby pewne działania miały miejsce, a zdarzenia stały się naszym udziałem. W slow life czas życia jako zdarzenia jest o wiele ważniejszy od jego ilości. Znaczenie danego zdarzenia jest ważniejsze od tego, ile czasu nam to zajmuje.
Slow life pozwala na bezpośrednią konfrontację z czasem, który jest w twoich zasobach. Wprowadza w inną perspektywę – patrzysz na to jak wykorzystujesz czas z punktu widzenia zdarzeń, które są bogate w doświadczenia i emocje.
Praktykowanie slow life doprowadza do miejsca, w którym wiesz, że masz czas i stajesz przed pytaniem, co z tym czasem robisz. Nie w kontekście na co ile poświęcasz czasu, ale z punktu widzenia kairos – jakie zdarzenia w twoim życiu są wartościowe. Ta prosta informacja zwrotna od samego siebie pozwala na samodzielne kreowanie podobnych zdarzeń, które nadają sens i jakość twojemu życiu.
Slow life daje bezcenną okazję do zweryfikowania w jaki sposób dysponujesz czasem. Spowolnienie, zatrzymanie i odnalezienie swojego tempa w życiu przywraca zdrową relację z czasem i odzyskanie wielu bezcennych minut. Ta zmiana odzwierciedla się w tym jak zaczynasz komunikować. Nie mówisz, że nie masz czasu, ale wiesz na co masz czas. Doświadczenie nowej percepcji czasu uważam za jedno z najcenniejszych korzyści, jakie daje slow life, bo bez tego pozostaje nam chronos i brak czasu dla siebie. A to już nie tylko rezygnacja z siebie, ale i działanie przeciw sobie.
- Czy Polacy znają ideę slow life? Raport Mobile Institute