Niewinne odcienie błękitu w połączeniu z potężnymi falami sprawiają, że jesteś świadkiem wyjątkowego spektaklu. W miejscu, które konkuruje z Hawaii’s Banzai Pipeline i Tahiti’s Teahumpo’o, myśli rozbijają się na drobne kawałki.
Poza naszym światem jest inny. Prawdziwszy?
Wszystkie myśli doczesne są wymiecione. Stojąc w Surfers Point w Prevelly na zachodnim wybrzeżu Australii trudno uwierzyć, że to prawda, że to rzeczywistość, że to nie jest animacja.
Chciałam zobaczyć to słynne miejsce, do którego podążają surferzy z całego świata. Spodziewałam się cudnej plaży i malowniczych bałwanków. Zobaczyłam kawałek zupełnie innego świata.
Na campingu starszy pan na wózku odbył ze mną krótką pogawędkę i jedno z jego pytań brzmiało:
– A czego ty szukasz?
Szybko zmieniłam temat, bo poczułam się nieswojo. Czy ja w ogóle czegoś szukam?
Czego?
Skąd takie pytanie w piękny słoneczny dzień nad brzegiem oceanu?
I wtedy zobaczyłam Surfers Point.
Chciałam zobaczyć gdzie ci słynni surferzy tak podążają, ale żadnego z nich tam nie znalazłam.
Spotkałam inny świat. Nie tyle obcy, ale dostępny dla niewielkiej grupy osób, które mogą zmagać się, bratać, nurzać w falach, a cała reszta patrzy. Patrzy na spektakl, który fundują nam rebelianci pomiędzy oceanem a niebem.
Surferzy szukają właściwej fali i chyba tego też ja szukam – idealnej dla mnie fali. Już wiem, że ona nie jest tam, gdzie większość. Ona jest w zupełnie innym miejscu zwanym fream peak.
Patrzę na mapę z falami i napisami od ‘beginner’ po ‘hero’, i ‘legend’, i nie dziwię się, że Southside był zwany Suicides, bo tam fale dochodzą nawet do 4, 5 metra, więc dla nas patrzących to samobójstwo.
I dla nas bycie poza tłumem, poza głównym nurtem, poza tym co uznane za normalne to też samobójstwo.
To te fale przyciągają surferów zwanych buntownikami, którzy z dala od tłumów przyjmują wyzwanie, eksperymentują, są rebeliantami, freakami, mocują się z sobą , ujarzmiają, dogadują się z życiem – po swojemu. Zapewne niektórzy widząc ich pukają się w głowę, a inni po prostu zapominają oddychać z wrażenia.
Żyć jak freak!
Większość z nas to obserwatorzy życia, a nie jego uczestnicy.
Nie ma nic przeciwko obserwatorom, bo oni też są potrzebni. Tworzą cudowny kontrast dla tych, którzy są uczestnikami życia. Wpadają w życie jak w ocean po uszy i pędzą na grzbiecie fali pomiędzy niebem a ziemią. Dzięki obserwatorom tak wyraźnie ich widać.
Jeżeli czujesz się jak obserwator i myślisz, że to tak marnie wobec uczestnika to posłuchaj. Kiedyś Pan Grau (znajdziesz go w powieści Trzej towarzysze) wznosił toast za mrok, bo dzięki niemu dostrzegamy jasność.
Drogi obserwatorze!
Dlatego dzisiaj podnoszę szklankę z merlotem z Margaret Rivers i wznoszę toast za ciebie, za obserwatorów, a nie za rebeliantów, którzy bez nas sobie poradzą.
To dzięki wam, drodzy obserwatorzy, można dostrzec uczestników życia. Nieposkromionych Southside Rebels. Surferów życia, którzy przypominają mi o tym, że doświadczać życie to nie znaczy stać w tłumie i że warto szukać swojej fali. Tylko, że to oznacza upaść, potłuc się, żyć poza główną sceną.
Rozumiem, że nie chcesz upaść, potłuc się i stać samotnie. Normalne. Ludzkie. Nic nie musisz, ale czy możesz być odważniejszy?
Jednak wierzę, że warto zaryzykować. Jak bardzo? Nie wiem.
To kwestia odwagi. Odwagi mojej, twojej. Odwagi stania się choć na pewien czas uczestnikiem. To do nich należy świat. Oni bywają panami życia. Swojego życia. Wyrywają choć na (jakże cenne!) chwile obserwatorów z marazmu, zatrzymują tłum i burzą ograniczenia.
Oni definiują świat na nowo, wyznaczają kierunki, formują doskonalszego człowieka. Nie kochać ich to grzech przeciw ludzkości!
Czy nie masz wrażenia, że wciąż mało wokół odwagi?
Odwagi próbowania, życia pod prąd, niezgody, porzucenia pustego poklasku. Wybieramy tłum i żyjemy dla tłumu. Odwagi w tym tyle, co kot napłakał. Zapytam wprost:
czy skoczysz do wody, w której jest rekin?
Julian Wilson jest gwiazdą w Australii. Surfer od urodzenia. Jeździ po świecie w poszukiwaniu fali jak każdy uczestnik życia. W 2015 rok na zawodach w Ameryce Południowej wskoczył do wody, pomimo tego, że był w niej rekin.
Wskoczył dlatego, że był tuż za jego kolegą i mentorem, ale również konkurentem. Tak po prostu!
Większość z nas nie musi podejmować takich decyzji i wykazywać się aż taką odwagą, ale i tak tam mało tej odwagi w codzienności. Jest przytępiona różnymi rzeczami: wygodą , opłacalnością, życiem bez wartości.
Rebeliantom odwaga przychodzi z łatwością. Tego im zazdroszczę najbardziej!
Drogi obserwatorze! Drodzy obserwatorzy!
Cenię was i szanuję, bo jesteście tacy słabi, niedoskonali, ludzcy, ale czasami chcę być jak najdalej od was i jak najbliżej ich – tych Southside . Oni to przyszłość, lepszy świat – w którym człowiek na odwagę żyć po swojemu. I wyruszyć na poszukiwanie swojej fali. Aby żyć i życia sobie nie żałować.
Nie trać ich z oczu, proszę. Nie trać z oczu buntowników. Czasami popatrz w inną stronę niż tłum – wgłęb siebie i tam, gdzie wydaje się, że nikogo nie ma albo że tam są tylko sami wariaci.