Twoje zdjęcie. Wpis. Komentarz. Nie umierają wraz z tobą.
To co zostaje po tobie w sieci nabiera ogromnego znaczenia. Staje się dowodem na to, kim byłeś. Wczoraj odszedł Robin Williams, który rozśmieszał nas do łez, a dzisiaj wszyscy znają jego ostatnie wpisy na Facebooku i Instagramie. Ostatni tweet był pokazywany niemal we wszystkich wiadomościach na świecie.
Masz przynajmniej 2 rzeczy wspólne z Robin’em Williams’em: kiedyś umrzesz i zostaną twoje wpisy w mediach społecznościowych.
Każdy z nas ma tu swoją publiczność. Jedni mają ogromną. Inni dużo mniejszą. Jednak media społecznościowe sprawiły, że nasze życie jest publicznie dostępne. Już nie mamy zdjęć w albumach dostępnych dla tak niewielu, ale nieustannie w mediach tworzymy galerie zdjęć, którą może zobaczyć niemal każdy.
Zostawiamy ślady – wpisy, komentarze, zdjęcia. Kiedy nagle odchodzimy, one zostają. Opowiadają kim byliśmy, jacy byliśmy, co lubiliśmy. Opowieść przyjaciela przegrywa z tym kalejdoskopem informacji, które produkujemy na swój temat w mediach.
Mówi się, że człowiek żyje, póki inni o nim pamiętają. Dzisiaj jeszcze jest jedna skrzynka pamięci: social media – czarna skrzynka naszego życia. W niej zapisy, które mogą być wiele razy odtwarzane. Dla wielu może być to pierwsze i ostatnie wrażenie, jakie po sobie zostawimy.
Media społecznościowe pozwalają zawrzeć setki kontaktów, ale… też niekiedy tak dobitnie pokazują, że możemy umierać wśród wielu: the worst thing in life is ending up with people who make you feel alone ( za R.Williams’em, tłum. najgorszą rzeczą jest umierać pośród ludzi, którzy sprawiają, że czujesz się samotny). Pozwalają nam na znajomości, ale nie oferują bliskości, przyjaźni.
Dla mnie zawsze opowieść przyjaciela będzie najważniejsza. Nawet od tej, którą świadomie (lub nieświadomie) tworzymy o sobie w social media. Jednak nie mam złudzeń. Mój nekrolog się pisze. Cały czas. W social media. Do śmierci. Tak jak twój.