Myśleć, pisać, napisać – Sapere aude

Wiatr przegnał chmury i odsłonił niemal okrągłą tarczę księżyca.

Tak zaczyna się książka, którą skończyłam pewnej nocy z wypiekami na twarzy, kiedy cały dom był pogrążony we śnie. Nie tylko chciałam wiedzieć, co dalej, ale przede wszystkim chciałam dowiedzieć się więcej o osobie, która ją napisała. I w ogóle kim ona jest?!

Zatem zadałam kilka pytań, a Małgosia, Małgorzata Sambor-Cao – pisarka,  odpowiedziała. Jej odpowiedziami, opowieścią o książce dzielę się z Wami.

Małgosia, jak jest Twoja historia?

Gdybym miała opisywać dokładnie, to musiałaby powstać kolejna książka :). No cóż, jest to historia poszukiwań, popełnianych błędów i pogoni za rozumem :).

I dziś wreszcie mam wrażenie, że udało mi się ten ostatni punkt zrealizować 🙂 i rozum wreszcie dogonić. Czuję, że rzeczywiście zaczęłam mieć kontrolę nad własnym życiem. Znam już siebie na tyle, by świadomie kierować się w stronę, w którą chcę iść.

A co było wcześniej? No cóż – studia. Matematyka. Dziesięć lat kolejnych prób ich ukończenia, bo „jak się coś zaczęło, to należy skończyć za wszelką cenę”, mimo iż od dawna wiadomo, że to pomyłka. Podobny schemat w małżeństwie. Trwało długo za długo. I cała masa podobnych błędów, które doprowadziły mnie do momentu, gdy musiałam ze sobą w końcu szczerze i poważnie pogadać. A ponieważ jestem bardzo uparta i nie potrafiłam się przyznać do porażki, ta rozmowa odbywała się początkowo w sposób zakamuflowany  –  poprzez pisanie o kimś zupełnie innym.

Michael był więc moim sposobem poradzenia sobie z własnymi emocjami, porażkami i zastanowieniem się nad tym, co naprawdę jest dla mnie ważne. Może dlatego ta książka przemawia do tak wielu ludzi. Jest pełna prawdziwych emocji. Moich emocji.

Jaka była droga od pomysłu do napisania książki?

To nie było tak, że któregoś pięknego dnia stwierdziłam: „Jestem taka genialna więc napiszę książkę”. Nic podobnego.

Było wręcz przeciwnie. Było mi bardzo źle i nie widziałam żadnej drogi i sposobu, by to realnie zmienić. I wtedy właśnie, jakby to dziwacznie nie brzmiało, miałam sen. Najbardziej wyrazisty i tak pełen emocji sen jak nigdy w życiu. Obudziłam się i nadal te wszystkie emocje czułam. To był początek historii, która od tego dnia zaprzątnęła zupełnie moje myśli. Snuła się i rozrastała w mojej głowie i wciąż na nowo odtwarzała. Po kilku miesiącach byłam wykończona. Ile razy można przeżywać historie takie jakie zdarzyły się Michaelowi?

Musiałam coś z tym zrobić. Pomyślałam, że jak zacznę to spisywać, to może przestanę wciąż i wciąż to przeżywać. Miałam rację. To co spisałam, przestawało wracać. Historia popłynęła i teraz piszę część czwartą. Ostatnią :).

Jak pracowałaś nad stworzeniem głównego bohatera?

Michael został mi podarowany przez moją podświadomość. Powstał z moich marzeń o idealnym mężczyźnie i z moich lęków. Z emocji. Dlatego myślę jest tak prawdziwy. Bo przecież w końcu nie jest ideałem. Popełnił i popełnia całą masę błędów. Jak ja. Ale w końcu potrafi się na nich uczyć. Chyba wybiegam w przyszłe tomy :).

Jak udało się opublikować książkę?

Po prostu zostałam wydawcą. Zrezygnowałam z pośrednictwa wydawnictwa, bo w ten sposób mam kontrolę nad tym, co się z książką dzieje. Jest to trudniejsze dla kogoś, kto tak jak ja nie ma specjalnej smykałki w tym zakresie. Mam za to wspaniałych przyjaciół. Dzięki nim mogłam spełnić swoje marzenie. Więc tu i teraz chciałabym podziękować Ernestowi Szybowskiemu za projekt  idealnej okładki, Ewie Wytrążek za redakcję, skład i szeroką pomoc logistyczną, artystyczną  i ratowanie mi tyłka w sytuacjach kryzysowych. Karolinie za fenomenalne zdjęcia.

I wszystkim tym, którzy wierzyli we mnie i zachęcali mnie do pokazania książki światu. Tu szczególną rolę odegrał Piotr Gruszczyński. On najmocniej naciskał na wydanie i dzięki niemu miałam odwagę.

Czy masz jakiś sposób na pisanie?

Mój sposób na pisanie? No cóż, przy dwójce małych dzieci jest jeden – kiedy możesz :D. Każda chwila, gdy dzieciaki były zajęte sobą lub gdy miałam szanse powierzyć je czyjejś opiece spędzałam przy klawiaturze. Zresztą proces tworzenia historii nie odbywa się tylko w czasie pisania. Często są to po prostu odgrywane przeze mnie w głowie scenariusze  –  aż znajdzie się ten jedyny dobry.

Wiele razy było tak, że wyrzucałam bez żalu 30 – 50 stron całkiem fajnego, mocnego tekstu, bo dochodziłam do wniosku, że to co napisałam, nie jest historią Michaela. I pisałam od nowa  –  tym razem „tak jak być powinno” :).

Wiele się przy tym nauczyłam, doświadczyłam wielu nowych rzeczy i sporo dowiedziałam się zarówno o sobie, jak i o ludziach, którzy na co dzień mnie otaczają.

Ta książka może być Twoja –  https://sapereaude.com.pl/ Idealny prezent dla kobiety (bo Małgosia jest jedną z nas, która spełnia swoje marzenia) i dla mężczyzny (bo to świetna powieść sensacyjna).

Fot. Karolina Łopusińska

Wszelkie prawa zastrzeżone dla justynaniebieszczanska.com © 2017 - 2024