Opowiem wam zasłyszaną historię, która zdarzyła się naprawdę. Mówi w pewnym sensie o networkingu. O tym, aby być czujnym na każdą sytuację i poznanego człowieka.
Historia poniżej jest prawdziwa. Słuchałam i spisałam, i dzielę się z wami, bo niesie ważną wiadomość dla każdego z nas. Szanuj każdego spotkanego na swojej drodze. Nawet jeżeli myślisz, że to “poznanie’ jest przypadkowe i nic nie znaczy.
Pierwszy kontakt a piwo
Pewnego dnia zadzwonił do mnie kolega, że potrzebuje piwa Corona . Przyjechał do niego gość ze Stanów, który pije takie piwo. Kolega był już po piwie, więc nie mógł sam pojechać i zrobić zakupów. Podwiozłem mu zgrzewkę piwa. W drzwiach poznałem jego gościa. Pogadaliśmy sobie kilka minut.
Marzenia z kodem wydrapanym na Malboro
Powiedziałem mu, że marzy mi się wyjazd do Stanów, że chciałbym sprawdzić, czy tam nie mam mojego szczęścia. Powiedział, że gdybym kiedyś zawitał do Ameryki, to mogę do niego zadzwonić. Podyktował mi numer swojego telefonu. Nie miałem gdzie zapisać, więc wydrapałem go długopisem (który nie pisał) na sreberku od paczki papierosów. Oderwałem, złożyłem w kosteczkę i schowałem do portfela.
Kontakt z portfela
Jakiś czas później siedziałem w poślednim barze w Nowym Yorku. Byłem załamany. W Stanach mi nie wyszło. Mieszkałem w norze na Bronxie i za kiepską pracę otrzymywałem kiepską płacę. Czułem się jak zbity pies i planowałem powrót do Polski. Wtedy przypomniał mi się telefon do faceta od piwa Corona. O dziwo!, odnalazłem skrawek i udało mi się odtworzyć numer. Zadzwoniłem. Okazało się, że chętnie się ze mną spotka w sobotę, czyli za trzy dni.
Zmiana
Spotkaliśmy się na piwie i szczerej rozmowie. Następnego dnia wyprowadziłem się z mojej nory. Za kilka dni w innym stanie mieszkałem w ładnej kawalerce i miałem bardzo dobrą płacę.